Życie i pamięć - o Alicji Witkowskiej w artykule Anny Kamińskiej, WO (589)
Kiedy w 1960 r. przyjechała do Szczecina nie miała nawet ochoty zapamiętywać nazw ulic. Dziś wie co było w tym mieście przed wojną na rogu obecnej Wyszyńskiego i Sołtysiej - zakład: Plisowanie i hafciarstwo (dawna Breitestrasse 35), czy kiedy zmienił się właściciel zakładu pogrzebowego przy ul. Małkowskiego (dawna Philipstrasse). Skąd taka precyzyjna wiedza? Stąd, że Pani Alicja Witkowska odkryła, że historia miasta jest na cmentarzu.
Alicja Witkowska, 70-latka ze Szczecina, dzięki temu, że wciągnęła ją historia miasta, jest ciągle zajęta. To dobrze, bo nie ma czasu na seriale. Zamiast oglądać telewizję ćwiczy głowę, czyli trenuje pamięć. Pasję odkrywcy odnalazła w sobie 5 lat temu, kiedy to zapisała się do Stowarzyszenia „Nasze Wycieczki”. Stowarzyszenie zbiera i publikuje na stronie www.naszewycieczki.pl materiały o ciekawych miejscach i trasach rowerowych w Polsce. W 2008 przygotowało (we współpracy z Urzędem Miasta w Szczecinie) pierwszą trasę tematyczną „Śladami Quistorpów” a obecnie rozpoczęło cykl działań (we współpracy z Urzędem Miasta i Muzeum Narodowym w Szczecinie) pod wspólnym tytułem „Wilhelm Meyer dla Szczecina - Szczecin dla Wilhelma Meyera”. Wystawę o Wilhelmie Meyerze (największym architekcie przedwojennego Szczecina, który zaprojektował m.in. Wały Chrobrego, najważniejsze budynki użyteczności publicznej oraz założenie Cmentarza Centralnego) można oglądać w Muzeum Narodowym w Szczecinie do 8 września 2010.
Pasja przyszła do Alicji Witkowskiej z czasem. Nie raz szła cmentarzem, zatrzymywała się przy nagrobkach i czytała napisy (te wyjątkowe, osobiste, na niemieckich grobach) i zastanawiała się: Kto to był? Jak żył? W końcu zajęła się tym na poważnie. I szybko się w to zaangażowała. Ma do tego serce. Jak mówi: - Wszystko co się robi na poważnie trzeba robić z sercem.
Czy realizując taką pasję nie myśli się za dużo o śmierci? Nie. Alicja Witkowska mówi, że… o życiu się myśli. O tym, kto i kiedy mieszkał na jakiejś szczecińskiej ulicy i w której z kamienic, z których dzisiaj zostały tylko przepiękne balkony. Idzie się ulicą i myśli się: a tu kiedyś kino było, które prowadził…
Zaczęło się od rodziny Riess. Alicja Witkowska przychodząc, po śmierci męża, na Cmentarz Centralny w Szczecinie zatrzymywała się przy nagrobku tej niemieckiej rodziny - rzeźbie czterech półnagich chłopców. Przystawała przed rodzinnym grobem Riessów i zastanawiała się: Co to za rodzina? O co chodzi z tymi czterema chłopcami? Dlaczego taka forma nagrobka?
W urzędzie miasta w ewidencji ludności okazało się jednak, że Erna Riess po wojnie w Szczecinie nie mieszkała. Skoro po wojnie nie, to może przed? Alicja Witkowska, próbując odpowiedzieć na to pytanie poszła do Archiwum Państwowego.
Na znalezienie Erny Riess były zresztą mniejsze szanse. Bo z kobietami jest w tych książkach adresowych gorzej. Znaleźć można panny lub wdowy. W książkach figurowali głównie mężczyźni, kobiety wpisywano wtedy, gdy mężów traciły lub z nich w życiu rezygnowały. W spisie nazwisk z 1938 roku, do którego dotarła Alicja Witkowska, zamiast Erny wpisane było nazwisko Waltera Riessa.
Tak właściwie to nawet dwóch Walterów Riessów. Walter Riess tokarz i Walter Riess – właściciel zakładu Plisowanie i hafciarstwo przy Breitestrasse 35 (dzisiejsza Wyszyńskiego, niedaleko której mieszka bohaterka tekstu). Alicja Witkowska: - Pomyślałam, że rodzina tokarza niekoniecznie wystawiałaby tak okazało nagrobek i postanowiłam pójść tropem właściciela zakładu hafciarskiego.
Bo, jak opowiedzieli bracia Riess, od rodzinnej fotografii się zaczęło. W lipcu 1944 roku Riessowie wyjechali z czterema synami nad morze do Ahlbecku (kurort blisko Świnoujścia). Tam Walter Riess zachorował i sam wrócił do domu do Szczecina. W sierpniu obchodził urodziny. Erna Riess poprosiła fotografa w Ahlbecku, by zrobił chłopcom zdjęcia na plaży. Miały być dla Waltera prezentem urodzinowym.
Nie zdążyła ich podarować, cztery dni przed swoimi 44 urodzinami Walter Riess zmarł na białaczkę. Alicja Witkowska: - Peter Riess, który przyjechał z Wolfgangiem na nasze spotkanie w styczniu 2005 roku opowiadał, że miał pamiętnik matki, w którym zapisywała na co ojciec chorował i jakie przyjmował leki. Peter Riess (ur. 1935 r.) jest dziś lekarzem. Mieszka i pracuje w Szwajcarii.
Fotografię chłopców, siedzących w 1940 roku na plaży w Ahlbecku Erna Riess zaniosła nauczycielowi rzeźby szczecińskiej szkoły rękodzieła i rzemiosła artystycznego Walterowi Müllerowi (dziś szkoła przy pl. J. Kilińskiego), który podjął się wykonać, na podstawie zdjęcia, nagrobek. Matka chłopców poprosiła go, by rysy twarzy zostały zmienione, rzeźba nie miała być kopią tylko symbolicznie nawiązywać do tematu.
Alicja Witkowska: - Bracia Riess byli zaskoczeni, że znalazłam nekrolog w niemieckiej prasie. Żona Wolfganga Riessa, Erika, powiedziała, że kiedy dotarł do nich list z Polski z odbitką ksero nekrologu widziała męża pierwszy raz tak wzruszonego, ze łzami w oczach. Bracia Riess, którzy przyjechali do Szczecina na spotkanie pamiętali z pogrzebu ojca dużo grobów dzieci wokół i kwitnące róże.
Ich rodzice byli małżeństwem tylko 9 lat. Pobrali się w 1931 roku. Erna Riess dziękowała w nekrologu uczestnikom pogrzebu m.in. właścicielom innych zakładów pogrzebowych. Bo okazało się, że Walter Riess prowadził od lat 20-tych zakład hafciarski, ale po śmierci swojego ojca w 1938 roku przejął zakład pogrzebowy przy Philipstrasse w Szczecinie (dziś ul. Małkowskiego).
Rodzinny zakład pogrzebowy Riessów istniał od 1888 roku. Walter Riess należał do instytucji zrzeszającej właścicieli zakładów pogrzebowych. To właśnie głównie ta firma przynosiła Walterowi i Ernie Riess dochody. Jak powiedzieli jego synowie: zakład hafciarski był tylko dodatkiem. Po śmierci męża Erna Riess mieszkała w Szczecinie ponad dwa lata.
W 1943 roku przeprowadziła się z dziećmi do szwagierki na wieś koło Harzburga (w górach Harz). Kiedy zaczęły się bombardowania Niemcy wywozili dzieci na tereny bezpieczniejsze, np. w Koszalińskie. Matka bała się, że naziści odbiorą jej chłopców. Pod Harzburgiem wybudowała malutki domek (24 m2) i mieszkała tam prawie do śmierci.
Erna Riess starała się w RFN o wizę do Polski, ale dwa razy jej odmówiono. Udało jej się w końcu przyjechać do Szczecina w 1973 r. z wycieczką z Lubeki. Przy pomocy taksówkarza, znalazła Polkę, Bronisławę Dziki, żonę kamieniarza, która podjęłą się odtworzenia nagrobka za dwa tysiące marek. W sierpniu 1975 r. przed urodzinami Waltera Riessa nagrobek był gotowy.
W 1995 r. Erna Riess, w wieku 91 lat, zmarła i zgodnie z życzeniem została pochowana obok męża. Na jej grób przyjeżdżają synowie. Kiedy w 2005 r. spotkali się z Alicją Witkowską pytali czemu poświęciła tyle czasu na to, by odkryć ich rodzinną historię. Odpowiedziała: na cmentarzu jest historia i niemiecka i polska.
Alicję Witkowską zawsze interesowały te niemieckie napisy na nagrobkach. Kto to był? Jak żył? Bo o tym, czym się zajmował - bardzo często Niemcy na nagrobkach pisali. Czasami też coś o czyjejś śmierci. (Np. na jednym nagrobku był napis „Dlaczego?”. Alicja Witkowska odkryła, że to grób elektromontera, który miał śmiertelny wypadek w czasie pracy i osierocił córkę).
I m.in. dlatego te stare nagrobki tak chwytają za serce. Alicję Witkowską zaintrygował też jeden nagrobek na Cmentarzu Centralnym, przedstawiający postać kobiety trzymającej dziecko na ręku. Jak madonna. Alicja Witkowska: - Piękny nagrobek Toni Meister (z domu Wolff), pochowanej z teściem.
Alicja Witkowska poznała historię Toni, choć trwało to długo. Po kilku latach poszukiwań w książce „Życiorysy Szczecinian” znalazła życiorys Carla Meistera, męża Toni i dowiedziała się, że młoda kobieta zmarła w wieku 21 lat przy porodzie syna Wolfganga.
O innych dawnych szczecinianach Alicja Witkowska też może sporo opowiedzieć. (Jacy to byli ludzie? Zaradni. Bogaci. Właściciele gorzelni, drożdżowni. Kamienic, willi?) Od kilku lat Alicja Witkowska zbiera materiały by razem z członkami Stowarzyszenia „NaszeWycieczki” i z Panią Marią Michalak (kierownik Cmentarza Centralnego) napisać książkę o historiach nagrobków. Książka będzie miała tytuł „ Kamienne karty historii Cmentarza Centralnego w Szczecinie” i będzie zawierać historie ponad 900 osób - dawnych mieszkańców Szczecina. Alicja Witkowska: - Cały czas merytorycznie opracowywujemy zebrane materiały i jednocześnie szukamy środków na jej wydanie. (Zapraszamy wszystkich, którzy chcieliby nam pomóc w realizacji celów.)
Niektóre informacje znajdują się w sposób zaskakujący. W lapidarium był taki nieczytelny napis na nagrobku (wiadomo czas robi swoje). Jeden z pracowników Cmentarza Centralnego kolekcjonował napisy z urn (ludzie mają różne pasje). I tak udało się odkryć nie tylko to jedno nazwisko.
Alicja Witkowska studiowała w Warszawie, a od 50 lat mieszka w Szczecinie. W 1960 r. myślała, że przyjechała do Szczecina tylko na jakiś czas, ale już ze Szczecina nie wyjechała: poznała tu swojego męża, urodziła syna. Powiedział do niej kiedyś: Mamo, trzeba wydać zebrane przez Ciebie materiały, a do historii cmentarza dodać trochę życia, bo każda historia związana z nagrobkiem na Szczecińskim Cmentarzu jest powiązana z historią poza cmentarzem, w mieście pełnym życia.